sobota, 2 września 2017

Historia mojego dziadka - Część 1


Ponieważ fragment niedokończonej powieści który pozwoliłem sobie zamieścić spotkał się z ciepłym przyjęciem, postanowiłem przepisać wszystko to co mój dziadek Bruno Nowi zdążył spisać przed swoją śmiercią. Tak jak w przypadku fragmentu o 1 września, nie będę poprawiać błędów ortograficznych i stylistycznych.  Jedyną rzeczą jaką dodam od siebie, to o ile to będzie możliwe, to zdjęcie pokazujące opisywane niektóre miejsca

Na zdjęciu po lewej, mój dziadek Bruno Nowi wraz ze swoją żoną a moją babcią, Henryką Nowi



Rozdział 1 



Część 1.

Zastęp harcerski "Żubrów" wracał ze swej kilkudniowej wędrówki do macierzystego obozu. Trasa tej wędrówki przewidywała pobyt w Borysławiu, w Drohobyczu i powrót do Ustrzyk Dolnych, gdzie był ich stały obóz drużyny.
Plan zastępu wędrownego został w pełni zrealizowany.
W Borysławiu jak i w jego okolicy widzieliśmy szyby naftowe, a w samym mieście piliśmy taką wodę, jakiej w innej miejscowości w ogóle nie ma. Gdy odkręciło się kran z wodociągu miejskiego to z niego strumieniem płynęła woda gazowana, taka sama jaką można było otrzymać za 2 groszy na ulicach Lwowa. 
Drohobycz - Ratuszźródło: Fotopolska
Drohobycz zapisał się w mojej pamięci jak najbardziej czarnych kolorach. Otóż tu po raz pierwszy w swoim życiu zabłądziłem i to z powodu wieży ratuszowej, tej która miała wskazywać mnie kierunek do kwatery - wprowadziła mnie w błąd. Kwatera mieściła się w jednej ze szkół tego miasta, Jak się z niej wyszło to widziało się po lewej stronie wieżę ratuszową. Zapamiętując to poszedłem sam na zwiedzanie miasta. Udałem się w kierunku ratusza. Ratusz był zbudowany jeszcze za czasów średniowiecznych. Był to budynek dwupiętrowy nad którym górowała wysoka wieża ośmiokątna.

Naokoło tego budynku był stosunkowo duży plac -  coś w rodzaju rynku, który był zamknięty starymi kamieniczkami. Z rynku rozchodziło się osiem ulic. Po dwie z każdej strony rynku.
Po zwiedzeniu starówki chciałem wrócić na kwaterę. I zaczęło się. Idąc uliczkami położonymi równolegle do rynku zawsze miałem po lewej stronie wieżę ratuszową - a swoją kwaterę nie mogłem znaleźć. I tu niestety, jak nigdy - musiałem zapytać się o drogę jakiegoś przechodnia.
W naszej wędrówce przechodziliśmy przez pola i lasy, miasteczka i wsi. Przechodząc przez jeden z lasów położonych na terenie górskim, natknęliśmy się w lesie na obóz harcerski. Był to obóz jeden z drużyn żeńskich. Obóz położony był na górskim grzbiecie, tuż obok ruin monastyru (klasztora prawosławnego). Widać było święte postacie malowane w stylu bizantyńskim. Klasztor ten a z nim i obóz harcerski - jak już wspomniałem był na grzbiecie górskim, pod którym płynęła rzeczka o przeźroczystej z czystości wodzie. Równolegle do tej góry po obu jej stronach wynosiły się dużo wyższe grzbiety górskie. I to wszystko było położone w gęstym lesie. Widoki były przepiękne.

Harcerki krzątały się po obozie. Krzyknęliśmy i na powitanie:
- Czuwajcie druhny
- Czuwajcie druhowie. Skąd jesteście?
- Z 5-tej lwowskich "Orląt" - odpowiedzieliśmy. - a wy skąd?
- Z 7-mej częstochowskiej - odpowiedziały dodając - A może wstąpicie do nas, na obiad. 
Chętnie myśmy skorzystaliby z zaproszenia, ale biorąc pod uwagę że na pewno musiałyby uszczuplić  sobie racje odpowiedzieliśmy im:
- Dziękujemy za zaproszenie, ale wybaczcie bardzo się nam śpieszy. Czuwajcie - już musimy iść.
- Czuwajcie, druhowie - odpowiedziały harcerki.

Poszliśmy dalej pogoda była wyjątkowo ładna więc marsz nie sprawiał nam żadnych trudności - więc i szybko zapomnieliśmy o spotkaniu z harcerkami.
W czasie naszej wędrówki nauczyliśmy się nowej piosenki "Polskie Rosie Marie". Od kogo tej piosenki myśmy się nauczyli już nie pamiętam.
Pomimo kilkudniowej nieobecności w obozie i przemierzonych kilometrach - wszyscy byliśmy w doskonałych humorach - zwłaszcza że w dali zobaczyliśmy nasz obóz - leżący jakieś pół kilometra za stacją kolejową, na zakolu górskiej rzeki. 
Jak poprzednio wspomniałem choć była druga połowa sierpnia - pogoda była wspaniała. Słońce świeciło i było bardzo ciepło. Wokół nas rozchodził się zapach ziół, skoszonej trawy i kwiatów polnych. W powietrzu latały różnokolorowe motyle, a ptaki beztrosko świergotały - zasiadając zapewne do swego kolejnego posiłku. 
Przyśpieszyliśmy kroku i zaczęliśmy śpiewać naszą nową piosenkę.

"Gdy pułk nasz staje do apelu
A trębacz pobudkę nam gra
Nadchodzi wiosna
I kwitnie maj
Idą żołnierze bo wzywa Kraj
A każdy ma obraz Twój
Rosie Marie! Rosie Marie!

Gdy huk dział zdala grzmiał
Myśmy bronić Ojczyzny szli
Czego serce tak mocno Ci bije
Gdy medalik mnie wkładasz na szyje
Rosie Marie!Rosie Marie!
Czego ręka Ci drży
Rosie Marie! Rosie Marie!

Idziemy sami i smutno nam
Każdy się czuje tak dziwnie sam
Lecz gdy nadejdą dni
Powrócisz do nas
O Rosie Marie! O Rosie Marie!
Czego Serce tak mocno Ci bije
Gdy medalik mi wkładasz na szyje
Rosie Marie! Rosie Marie!
Czego ręka Ci drży
O Rosie Marie! O Rosie Marie"

Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy myśmy przekroczyli bramę obozu, na której był napis "5 lwowska drużyna harcerska "ORLĄT". Na nasz widok z namiotów wyszli harcerze. Z namiotu komendy obozu wyszedł komendant i jego zastępca. Zastęp pomaszerował na plac apelowy i tu otrzymał rozkaz od swego zastępcy.
- Stój
Po wykonaniu tego rozkazu zastęp otrzymał kolejny rozkaz:
- Baczność. Na lewo patrz.
Zastępowy podszedł do komendanta obozu zasalutował, poczem zameldował.
- Druhu komendancie. Melduje powrót starszoharcerskiego zastępu "Żubrów" z obozu wędrownego, który przebiegł zgodnie z jego założeniami. Stan zastępu dwunastu, obecnych dwunastu. Wszyscy zdrowi.
- Dziękuje. Dajcie rozkaz spocznij. - Powiedział komendant.
Zastępowy zasalutował komendantowi - zrobił w tył zwrot i podszedł do zastępu na trzy kroki i wydał rozkaz:
- Baczność! Spocznij!
Do zastępu zbliżył się komendant w raz ze swoim zastępcą. Komendant powiedział do zastępu:
- Dziękuje Wam druhowie, za wykonanie rozkazu. Cieszę się, że wszyscy wróciliście zdrowi i jak widzę z waszej miny - zadowoleni. Teraz macie czas wolny aż do kolacji. Odświeżcie się po po przebytej drodze.
Podszedł do każdego z harcerzy i podawał ręce. W ten sam sposób postąpił zastępca komendanta.
Wrócił przed czoło zastępu i wydał rozkaz.
- Baczność. W tył zwrot. Rozejść się.
Zastęp wykonał dane jemu rozkazy. Na to tylko czekali ci, którzy nie brali udziału w obozie wędrownym. Podbiegli do nich i jeden przez drugiego zadawali pytania.
- Jak tam było na trasie, czy mieliście pogodę, jakie zwiedzaliście miejscowości itp.
Członkowie zastępu "Żubrów" cierpliwie odpowiadali na pytania.
Po zaspokojeniu ciekawości członków obozu - harcerze tego zastępu już po chwili byli w swoim namiocie.

Namiot ten jak i dwa pozostałe był duży, gdyż miał wymiary 5m x 5m. Służył on za sypialnię dwom zastępom. W drugim takim samym namiocie mieszkali inne dwa zastępy ale nieco młodsi od nas.
W trzecim namiocie mieściła się komenda obozu. Stał on w środku obozu mając po lewej i po prawej stronie namioty zamieszkałe przez zastępy. Przed namiotem komendy był wysoki maszt flagowy, a na nim powiewała nad obozem biało-czerwona flaga. Bliżej bramy wyjściowej była wybudowana w ziemi kuchnia nad którą zawieszona była płachta namiotowa. Po prawej stronie bramy stał namiot, który służył nam za coś w rodzaju wartowni. Za tymi trzema dużymi namiotami w krzakach kryła się dyskretnie latryna.

Wracając do zastępu "Żubrów" to oni w namiocie szybko się rozpakowali, a po rozebraniu się do samych majteczek pobiegli do rzeki aby zaznać rozkoszy kąpieli. Nam wszystkim kąpiel ta bardzo dobrze zrobiła. Ledwo zdążyliśmy wrócić do namiotu, gdy rozległ się gwizdek. To znak, że czas na kolację. Wzięliśmy swoje menażki i dalej do kuchni po pożywienie.

Po kolacji oprócz nas i wartowników, cały obóz pomaszerował do Skolego, na ognisko, które tego dnia organizowało zgrupowanie PWK  (Przysposobienie Wojskowe Kobiet) Były w nim dziewczęta w wieku 16-18 lat. Były one z całej Polski a nawet z Gdańska.

Zapadał zmrok - ptaki powoli przestawały śpiewać układając się do snu. Na niebie coraz wyraźniej widać było gwiazdy. Było cicho tylko w oddali słychać było plusk wody w rzece.
Drużyna wróciła z ogniska, gdzieś około godziny dziesiątej i wtedy trębacz oznajmił trąbiąc pieśń "Idzie noc" ciszę nocną.
Po chwili w namiotach było słychać miarowe oddechy śpiących.

Nie wiadomo jak długo myśmy by spali, gdyby ze snu nie zbudziła nas trąbka oznajmująca pobudkę. Szybko zerwaliśmy się z łóżek polowych i w zwartym szyku zastęp po zastępie udaliśmy się nad rzekę aby się tam umyć.Po powrocie z nad rzeki posłaliśmy nasze łóżka, a następnie ubraliśmy się i zrobiliśmy w namiocie porządek. Po tej czynności nastąpiło zbiórka całego obozu. Przed swoimi namiotami stały zastępy. Padła komenda:
- Baczność. Zastępami raport. Spocznij.
Teraz z kolei nasz zastępowy wydał rozkaz:
- Kolejno odlicz.
Odliczyliśmy. Po chwili padła następna komenda.
- Zastępowi do mnie.
Zastępowy wydał rozkaz.
- Baczność. Do raportu na lewo patrz.

Zastępowi sprężystymi krokami podeszli na trzy kroki do komendanta obozu. Tu kolejno przyjmował komendant raporty o stanie zastępów. Gdy raport się skończył i zastępowi wrócili do swoich zastępów, padła następna komenda.
- Flagowy do mnie
Jeden z harcerzy, który w tym dniu miał się opiekować flagą - podszedł do komendanta, od którego dostał złożoną w kostkę flagę narodową. Zrobił w tył zwrot i trzymając na dwóch rękach przed sobą flagę robiąc kilka kroków znalazł się tuż przed masztem. Tu przywiązał do linki przy maszcie flagę.
Komendant wydał rozkaz:
- Całość na moją komendę baczność. Na lewo patrz. Flaga na maszt.
I przy dźwiękach trąbki flaga powoli wznosiła się coraz wyżej i wyżej aż znalazła się na szczycie masztu. Po tej ceremonii komendant rozkazał.
- Baczność. Spocznij.
Teraz komendę przejął zastępca komendanta obozu.
- Całość baczność.
Zastępy wykonały rozkaz, a zastępca komendanta trzymając w rękach otwartą książkę rozkazów i zaczął czytać.
- Rozkaz dzienny nr. 18 komendant obozu 5 lwowskiej drużyny "Orląt" z dnia 22 sierpnia 1939 roku. Spocznij

Po odczytaniu tego rozkazu harcerze dowiedzieli się, już jutro dwa ich zastępy i to te starsze to jest zastęp "Żubrów" i zastęp "Żbików" pojadą wraz ze zgrupowaniem PWK na trzy dni na Węgry. Z tego raportu dowiedzieliśmy się, że jest to rozkaz wydany przez wojskowość.
Po tej informacji a raczej poleceniu wszystkie inne typu organizacyjno - gospodarczego już nie miały żadnego znaczenia.
Po odczytaniu treści dziennego raportu padła komenda:
- Baczność. Podpisany komendant obozu 5 lwowskiej drużyny harcerskiej "Orląt" - podharcmistrz Jan Kozłowski. Spocznij. Zastępy udadzą się do wykonania swoich zadań. Baczność. Rozejść się.
Po usłyszeniu nowiny o wyjeździe na Węgry w ogóle nie zdawałem sobie z tego - co za tym może się kryć - więc przyjąłem ją jak rzecz całkiem normalną.

Ciąg dalszy nastąpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

Po co ten blog

Czasem człowiek musi inaczej się udusi. Prawda wszystkim znana, i ja zgadzam się z nią w 100%. Czasem muszę się z kimś podzielić swoimi my...